Niedawno miałem okazję być świadkiem wyboru kosiarki przez jednego potencjalnego Klienta pewnego sklepu. ...nie istotnym jest jaki to był sklep, ale to, że owy Pan rozglądał się za kosiarką do kwoty 1600zł.
Chcąc nie chcąc "podsłuchałem" rozmowę sprzedawcy z owym Panem, po czym kulturalnie włączyłem się do rozmowy przyznając się już na wstępie, że "podsłuchiwałem".
...może i niepotrzebnie się wpierniczałem, no ale cóż - czasu już nie cofnę 
Podpowiedziałem mu, że przy takim budżecie warto byłoby również wziąć pod uwagę tamtą kosiarkę, wskazując na GV53TK. Sam posiadam niemalże jej bliźniaczą "siostrę" i jestem z niej zadowolony, więc czemu miałbym żałować komuś dobrego wyboru?
Nie chciałem się spierać ze sprzedawcą (bo przecież nie o to chodziło), ale odczułem, że on bardziej namawiał do innych kosiarek innych marek, a konkretnie do marki Stiga i Alko.
Do zakupu jednak nie doszło, ponieważ owy Klient nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji - ślicznie podziękował za rozmowę, uścisnął dłoń i wyszedł.
A mnie zaczęła zastanawiać jedna kwestia: Co takiego ciekawego mają w sobie kosiarki Stiga i Alko?
PS.
A może to wszystko kwestia opłacalności sprzedaży produktów niektórych marek, hmm?
